Gdy zaczynałem przygodę z reportażem, miałem wręcz chorobliwą potrzebę, aby zdjęcia były bardzo dobre techniczne. Ostre i niezaszumione. Nie zawsze się udawało. Na początku szczególnie.

Kilka lat i tysiące obejrzanych zdjęć później, trochę zmieniłem zdanie. Chłonąc tradycyjne i ślubne reportaże, zauważyłem, że dążenie do takiej technicznej perfekcji ograniczało mi percepcję tego, co się dzieje. Bardziej skupiałem się na ustabilizowaniu ujęcia niż na tym, co na tym ujęciu będzie. Nie przymierzając, pamiętacie zdjęcie Warrena Richardsona z 2015 roku, które wygrało WPP? Na tegorocznym Misterium Męki Pańskiej w Grębocinie (byłem tam po raz drugi) trochę odpuściłem na stabliności, ale częściej szukałem nieoczywistego światła. Tam, gdzie go nie było, to po prostu go nie było. Jest szum i jakoś z tym żyję 😉

Oczywiście, nie zachęcam Was do robienia wszystkiego na odpierdziel, z wylewającym się szumem, itd. Moim zdaniem takie sytuacje są czasem uzasadnione, ale już np. portret studyjny powinien być wykonany z najwyższą starannością i w najlepszej możliwej jakości, co przy kontrolowanym świetle raczej nie jest trudne. Ten wpis nie jest tłumaczeniem się, że dałem ciała w trakcie tego reportażu. Czasem trzeba się po prostu pogodzić z tym, że warunki są takie a nie inne. Skupmy się wtedy na tym, co fotografujemy. Mniej „jak”.

Zdjęcia zdecydowałem się opublikować w BW. Zazwyczaj tego nie robię, ale tym razem się przełamałem z dwóch powodów. Po pierwsze, samo wydarzenie ma taki a nie inny charakter. Po drugie, reportaż straciłby mocno na klimacie, bo światła średnio go oddawały. Oto surowe próbki tego, jak to wyglądąło.

Zdjęcia robiłem zestawem Nikonów D750 z obiektywem 24-70/2.8 oraz D610 z obiektywem 70-200/2.8. Docelowo materiał przygotowałem dla dwutygodnika „Poza Toruń”.